Dlaczego nie jeżdżę komunikacją miejską

Ostatnio miałem wątpliwą przyjemność podróżować do pracy komunikacją miejską. Moja wyprawa do pracy wyglądała następująco:
– 5″ – dojście na przystanek Łęczycka
– 8″ – przyst. Łęczycka odjazd autobusu 159 (kasuję bilet 40 minutowy)
– 11″ – przyst. Wilicka – czekam na autobus przesiadkowy
– 15″ – autobus 502 nie przyjechał
– 22″ – kolejne 502 nie przyjechało, więc wsiadam do kolejnego 159
– 32″ – przyst. Brogi
– 39″ – przyst. Wileńska
– 43″ – przyst. Prandoty
– 46″ – przyst. Nowy Kleparz
– 48″ – przyst. Grottgera (bilet się skończył)
– 50″ – przyst. Plac Inwalidów, przesiadam się na rower miejski, bo nie mam kasy na kolejny bilet, a na rower miejski mam abonament sezonowy
– 53″ – udało się wypożyczyć rower, po konsultacji jego numeru bocznego na infolinii (na naklejce były 3 cyfry, a te krakowskie muszą mieć 5-cio cyfrowy numer)
– 60″ – dojazd do stacji Cracovia
– 69″ – dojście do pracy w okolicy placu Na Stawach
Podsumowując, czas dotarcia do biura zajął mi 1 godzinę i 9 minut. W tym 15 minut dojścia pieszo, 33 minuty w autobusie, 7 minut jazdy rowerem i 14 minut oczekiwania.
Powyższe doświadczenie tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że moja codzienna jazda rowerem do pracy to czysta oszczędność czasu (trasę pokonuję w 24-30 minut) i pieniędzy (bilet normalny na wszystkie linie to 89 zł) oraz dbanie o zdrowie, choć to zależy od jakości krakowskiego powietrza…